piątek, 2 stycznia 2015

Just don't leave me.

Jest 2:11 dnia 3.01.2015
Nie mam żadnego cholernego pojęcia co się wokół mnie dzieję. Dlaczego to piszę, dlaczego choćby weszłam na tego bloga? Wiem tylko, że wróciło zbyt wiele wspomnień i właśnie topię się w swoich gorzkich łzach. Jeśli to czytasz to widzę tylko 2 powody.
1. Ty na prawdę mnie kochasz oraz tego bloga, choć wkurwiam cię do nieprzytomności nic nie dodając i łamiąc obietnice.
2. Jesteś kolejną zbłąkaną owieczką, ale nie szkodzi. Pasterz Andżelika przyjmie cię w swoje ramiona.

Pisanie jest jak nałóg. Za każdym razem jestem święcie przekonana, że to rzuciłam. Serio, teraz już byłam pewna. A jednak jest już 2:14, dalej topię się w swoich łzach i zdycham z tęsknoty za tym wszystkim. Nadal nie wiem co ja do cholery robię. Możliwe, że znowu zawiodę. Choć tak właściwie to nie mam kogo zawodzić, jestem sama, ale ok, ok. Ostatnia notka była w chuj kiedyś tam, jedyną winną jestem ja.

Ale w każdej chwili coś się może zdarzyć. Jestem tylko nastolatką, która ma gównion pomysłów na sekundę i nie kontroluje niekiedy tego co robię. Więc jeśli kiedyś pojawi się tu coś typu rozdział, notka, link, czy co mnie napadnie nie bądźcie zdziwieni. Ja nie będę.

Wciąż Was kocham. Kocham każdego mojego bloga, choć każdego opuszczam wraz z czytelnikami. Ale to nic, miłość to miłość. Albo sentymentalność. Prawdopodobnie jedno i drugie. No nic. 2:18, chyba muszę kończyć. Bądźcie gotowi albo i nie. Czas działać. Może coś takiego jak remake?

2:19 - kończę, kocham, tęsknie.


/A.

środa, 25 czerwca 2014

X - Rose

- Nie mogę uwierzyć, że to już koniec.
   Leniwie przeciągnęłam się na leżaku. Nieznaczny uśmiech rozciągnął się na mojej twarzy, czując kolejne ciepłe promienie słońca, które wnikały w moją skórę.
   Trwał właśnie jeden z tych upalnych dni, kiedy każdy czerpał ze słońca jak najwięcej. Ja i Less również. Od ponad dwóch godzin opalałyśmy się za moim domem, przy rozłożonym basenie. Oczywiście nie liczyłam na jakąś większą opaleniznę, ponieważ krem z filtrem skutecznie miał temu zapobiegać. Moim zdaniem ciemna karnacja do mnie nie pasowała, przez co chciałam utrzymać swój mleczny kolor skóry w jak największym stopniu. Przeciwieństwem mnie była moja najlepsza przyjaciółka, która specjalnie nasmarowała się samoopalaczem, aby jak najszybciej nabrać brązowego koloru.
- Koniec czego? - zapytałam.
- Koniec roku. Koniec szkoły. Koniec pewnego etapu w naszym życiu!
- Nie przesadzasz czasem? Po za tym, koniec roku jest dopiero za tydzień.
    Poczułam koło siebie ruch, więc automatycznie otworzyłam oczy. Znad okularów przeciwsłonecznych zauważyłam, jak blondynka siada na moim leżaku. Podkurczyłam nogi w kolach, robiąc jej więcej miejsca i spojrzałam na nią z zaciekawieniem.
- Alison, spędziłyśmy w tej szkole jakieś... 6 lat. Nie, 7 lat! Byłyśmy tam od 11 roku życia. Pamiętasz? - dziewczyna szeroko się uśmiechnęła. - Pamiętasz swój pierwszy dzień szkoły? Nasze pierwsze spotkanie? To był początek czegoś wielkiego, niesamowitego! To był początek... naszej przyjaźni! Alison, to koniec czegoś wielkiego! Tyle wspomnień...
- Jeszcze dwa tygodnie temu mówiłaś mi, że nienawidzisz tej szkoły i tych ludzi - mruknęłam rozbawiona.
   Poczułam krople chłodnej wody na swoich udach. Z wyrzutem spojrzałam na towarzyszkę, która mnie ochlapała.
- Alison, nie bądź cyniczna!
- Oh, no przepraszam. Oczywiście, w tej szkole wszystko się zaczęło i nigdy o niej nie zapomnę, ale nie jestem pewna, czy jest mi smutno z powodu ukończenia jej. Trzeba iść dalej, przed siebie. A po za tym, mamy jeszcze tydzień.
   Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w ciszy. Byłam zdziwiona sentymentalnością Less, uważałam ją za kobietę żyjącą chwilą i nie patrzącą za siebie.
- Ale będziemy utrzymywać kontakt? - w pewnym momencie usłyszałam jej cichy głos.
   Spojrzałam na nią zszokowana.
- Słucham?
- No wiesz... jak już ty będziesz studiować i tak dalej... Nasze drogi się rozejdą, ale my nadal będziemy trzymać się razem?
   Nawet przez myśl mi nie przeszedł inny scenariusz. Mój szok po jej słowach był nie do opisywania, nigdy nie sądziłam, że to właśnie tak oczywista kwestia będzie zaprzątać jej myśli.
- Less, nie wygaduj głupot! Jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami i nic tego nie zmieni! I choć każda z nas pójdzie w swoją stronę, my i tak pozostaniemy razem - bo tak robią najlepsze przyjaciółki, prawda? - posłałam jej szeroki uśmiech, który od razu odwzajemniła. - A teraz przestań o tym myśleć i wejdźmy do środka, bo zgłodniałam.
   W domu powitał mnie słodki zapach lawendy i cynamonu. Prawdopodobnie moja mama postanowiła znów poeksperymentować z odświeżaczami powietrza.
   Mocniej otuliłam się cienkim kocem, który ledwo przysłaniał bikini. W przeciwieństwie do mnie Less nie miała żadnego problemu z wejściem do środka w samym stroju kąpielowym. Wprost przeciwnie - chciała aby inni podziwiali jej neonowo-zielony komplet, pomimo, że jedyną publicznością byli moi rodzice.
    Less usiadła przy stole, na wprost mojego taty, który był pochłonięty czytaniem codziennej gazety. Ja natomiast usiadłam obok niej, chwytając zielone jabłko z wielkiego półmiska.
- Czyżby znowu cena benzyny podskoczyła? - zapytałam obojętnie, przeżuwając swój owoc.
   Z ust taty wyrwało się głębokie westchnięcie.
- Nie, nie tym razem.
- Nowy podatek?
- Nie.
   W zamian ojciec podstawił makulaturę pod nasze nosy, otwartą na jednym artykule. Tytuł głosił "Coraz więcej niebezpiecznych znawców szybkości w Londynie!". W milczeniu spojrzałyśmy po sobie z Less i wzruszyłyśmy ramionami, zabierając się za czytanie. Już pierwsze zdanie przyprawiło mnie o zakrztuszenie się kęsem, co spotkało się z dezaprobatą rodzica.


"Nielegalne wyścigi wracają! Coraz częściej słyszy się o tak zwanym Speed Event na terenach wschodniej części Londynu. To niebezpieczne wydarzenie jest praktykowane wśród młodzieży, która szuka odrobiny adrenaliny. Zasady są proste. Zwycięzca tylko jeden. Ryzyko - ogromne. 
Jak na razie wszelkie pogonie policji za przestępcami są bezskuteczne - tak samo jak zapobieganie tego typu wydarzeniom. Mamy nadzieję, że to wkrótce się zmieni i znów będzie można bezpiecznie poruszać się po ulicach miasta."

- Co za stek bzdur! - krzyknęła zbulwersowana przyjaciółka. 
   Wciąż siedziałam nieruchomo, wgapiając się w litery. Chciałam mentalnie zmusić je do rotacji, aby ukazywały inne słowa, zmieniły sens, lecz te uparcie spoczywały na swoim miejscu. 
- Less, kochanie - zaczął łagodnie mój tata, widząc jej reakcje. - Tego typu rzeczy są dobre w filmach. Ba, uwielbiam Fast & Furious
- Ale co to ma do rzeczy? Oni zrobili z nich jakiś kryminalistów! - kontynuowała, nie zwracając uwagi na mojego prośby uspokojenia się i dyskretne kopanie pod stołem.
- Z perspektywy prawa właśnie nimi są - kryminalistami - odparł spokojnie mój tata, nie dając po sobie poznać zdziwienia, jakie musiała wywrzeć na nim dziewczyna. 
    Delikatnie przygryzłam wnętrze policzka, nie wiedząc jak się w tej sytuacji zachować. Nie podobał mi się ten artykuł, ponieważ zdążyłam bardzo polubić Dylana i w życiu nie uznałabym go za zbrodniarza. Nigdy nie uznałabym go za złego człowieka! Less musi być jeszcze ciężej się opanować, patrząc na to, że jej chłopaka nazywają tu kryminalistami, na którego między innymi poluje policja. I właśnie dlatego powinna się zamknąć. Jeśli powie coś czego nie powinna, mój tata mógłby zażądać od niej więcej informacji i zgłosić to służbą prawa. A tego ani ona, ani ja nie chcemy. 
- To bardzo nieodpowiedzialne z ich strony - mruknęłam półgłosem, głośno przełykając ślinę.
   Poczułam na sobie dumne spojrzenie ojca i palący wzrok przyjaciółki. Za wszelką cenę starałam się uciec przed ostrzałem obojga. 
- Alison, myślałam, że zmieniłaś zdanie - powiedziała blondynka.
   Spojrzałam na nią srogo, mając nadzieję, że odczyta wyraz moje twarzy i w końcu zejdzie z tonu. Albo się zamknie, co prawdopodobnie jest jeszcze lepszą opcją.
- Myślałam, że lubisz Dylana... albo nawet Harry'ego - dodała już ciszej. 
   Harry. (Prawie)Niepokonany mistrz Speed Event. On jest zupełnie inną historią i choć rozstaliśmy się w pokoju to nadal mam do niego mieszane uczucia. Nie widziałam go od trzech tygodni i nie odczuwałam żadnej potrzeby zmienienia tego. I choć jest jaki jest, a można by wymieniać miliony różnych nieprzyjemnych epitetów, to nie życzę mu źle. 
- Masz rację Alison - rzekł z aprobatą tata. - Na szczęście już od następnego tygodnia to się zmieni, ponieważ ja będę miał coś do powiedzenia w tej sprawie. Pożegnajmy nielegalne wyścigi!
    Zawiesiłam na nim wzrok, nie wiedząc o co mu chodzi. Kątem oka zobaczyłam, że przyjaciółce udaję się opanować. Dziewczyna skuliła się na krześle, podciągając kolana pod brzuch.
    Z tego wszystkiego straciłam wszelki apetyt. Szybko odłożyłam zaczęte jabłko na stół i skrzyżowałam dłonie na piersi, wyginając palce we wszystkie możliwe strony.
- Tata ma rację - powiedziała mama, wychodząc z kuchni.
    Podeszła do mnie i złożyła delikatny pocałunek na moim czole.
- Jestem pewna, że zrobi z nimi wszystkimi porządek. I Alison, mogłabyś się ubrać!
   Puściłam jej ostatnią uwagę mimo uszu, koncentrując się na pierwszej części jej wypowiedzi. Moi rodzice wykonywali odpowiedzialne stanowiska - mama pracowała jako lekarka, a tata był wojskowym. Na szczęście nie musiał wyjeżdżać na żadne misje, był potrzebny tu, w Londynie.
- O czym Pani mówi? - zapytała cicho Less.
- Zostałem przeniesiony do policji. Mam sprawować władzę nad lokalnym komisariatem. Oczywiście jest to okres przejściowy, lecz jeśli wszystko pójdzie dobrze, to będę tam pracował na stałe.
- Słucham?! - prawie krzyknęłam.
   Zawsze marzyłam, aby zostać córką komendanta! Szczególnie w ostatnim czasie - kiedy moja najlepsza przyjaciółka spotyka się z kierowcą Speed Event i kiedy ja sama mam z nimi do czynienia. Boże, przecież ja tam byłam! Nie, nie, nie. To chyba jakaś kpina.
- Alison, nie cieszysz się? - zapytała mama urażonym głosem.
    Spojrzałam na Less, która wpatrywała się we mnie z szeroko otwartymi oczami. Wnioskuje, że myślałyśmy o tym samym.
     Jeśli którykolwiek z moich rodziców dowiedział się o wydarzeniach z mojego życia - albo nawet nie daj Boże o moich znajomościach! - to zażądaliby dokładnych informacji na wszelkie tematy z nimi związane. Oczywiście, wcześniej również istniało to ryzyko, lecz teraz... teraz to katastrofa.
     Wyobraziłam sobie ich zawiedziony wyraz twarzy, jak dowiadują się, że ich jedyna, ukochana córka spotkała się z kryminalistą. Daliby mi szlaban do końca życia, nie zważając na to, że jestem pełnoletnia.
- To znaczy... emm... tak! Tato, to świetnie! Jestem pewna, że będziesz doskonały na swojej nowej pozycji! Zbrodniarze powinni się przed tobą chować - udało mi się wskrzesić w sobie odrobinę entuzjazmu.
- I tak się nie schowają! - dopowiedziała rodzicielka.
     W jej głosie mogłam usłyszeć dumę. Dla niej to z pewnością przywilej być żoną komendanta. Nie jestem jednak pewna, czy tytuł "córka komendanta" na pewno mi się podoba.
- A będzie Pan jeździł w trasy, czy tylko będzie Pan wykonywał swoją pracę na komisariacie? - zapytała Less.
     Mentalnie chciałam jej przybić piątkę, za zadanie tak ważnego pytania.
     Przez chwilę panowała cisza. Prawdopodobnie tata zastanawiał się nad odpowiedzią, co znaczy, że sam jeszcze nie wiedział.
- Cóż... z pewnością będę mieć dużo pracy na komendzie, jednak będę chciał również uczestniczyć w jakiś większych akcjach, jeśli wiesz o co mi chodzi.
- Oh, wiem doskonale, co ma Pan na myśli.



- Halo?
   Odebrałam połączenie, nie patrząc kto dzwoni. Nakazałam Less ruchem ręki, aby stanęła. Przysiadłyśmy na murku przed drzwiami wejściowymi do mojego domu. Przyjaciółka postanowiła, że pojedzie do Dylana, choćby tylko, aby pokazać mu ten idiotyczny materiał w gazecie. Niestety jak na razie chłopak nie odebrał ani jednego z jej czterech połączeń. Przyjaciółka zaczynała już panikować, spekulując nad najgorszym, a mi ledwo udawało się przytrzymać ją przy zdrowych zmysłach.
- Cześć Alison! Tu Melissa, mam nadzieję, że mnie nie zapomniałaś. Nie przeszkadzam? - usłyszałam melodyjny głos dziewczyny.
- Kto dzwoni? - zapytała Less.
    Bezgłośnie powiedziałam "Melissa", na co dziewczyna uniosła lewą brew do góry.
- Jasne, że nie przeszkadzasz. Jestem tylko zdziwiona, skąd masz mój numer? Chyba, że ostatnim razem jak się widziałyśmy byłam zbyt pijana, aby to zapamiętać.
- Oh, to nie stąd. Po prostu piekielnie się nudzę w obecności trójki mężczyzn i przypomniałam sobie, że dawno nie rozmawiałyśmy. Zdążyłam się do ciebie przywiązać podczas tej imprezy, choć jeśli mam być szczera, to większości nie pamiętam!
    Cicho się zaśmiałam na jej ostatnie zdanie, na co przyjaciółka spiorunowała mnie wzrokiem. Wskazała na swój nadgarstek co miało znaczyć "pośpiesz się" i pokazała również swój telefon w geście bezradności.
- W obecności trójki mężczyzn? - zapytałam.
- Tak. Podczas ostatniego wyścigu wóz Harry'ego uległ małemu uszkodzeniu. Znowu - dodała, a ja mogłam sobie wyobrazić jak przewraca oczami. - Tym razem to chyba coś na prawdę poważnego. Słyszałam jak wspominali o turbinie czy coś. Nie znam się... w każdym bądź razie poprosiłam Harry'ego o twój numer. Widziałam was ostatnio razem, więc pomyślałam, że będzie go mieć i cóż... nie zawiódł mnie!
- Melissa, kto jest z Harrym?
- Dylan i Louis - odpowiedziała jakby to była najoczywistsza odpowiedź na świecie.
    Less musiała chyba usłyszeć imię swojego chłopaka przez telefon, ponieważ zastygła w miejscu.
- Tak po za tym, to dzwonię, aby cię spytać, czy nie masz ochoty przyjechać? Louis mnie totalnie ignoruje, a Harry'ego musiałam się 15 minut prosić o jakąkolwiek reakcje! Do diabła z mężczyznami i ich kretyńskimi samochodami! - ostatnie zdanie prawie wykrzyczała, prawdopodobnie do chłopaków obok niej.
    Zatkałam głośnik komórki ręką i odezwałam się do przyjaciółki.
- Słyszałaś?
    Dziewczyna skinęła głową w geście na tak i pokazała abym kontynuowała rozmowę.
- Nie ma sprawy, ja i Less nie długo będziemy.
- Jest z tobą Less? To jeszcze lepiej!
    Spytałam się jeszcze o adres, który podyktowałam blondynce obok mnie. Dziewczyna zapisała go w telefonie, a ja zakończyłam rozmowę. Prawdopodobnie są u Stylesa, jednak nie potrafiłam rozpoznać tej części miasta.
- Masz kluczyki? - zapytała towarzyszka.
    Szybko skinęłam głową i sięgnęłam do torebki.
    Ustawiając podany adres w GPS zerknęłam kątem oka na towarzyszkę. Miałam wrażenie, że blondynka wywierci dziurę w siedzenie auta. Ta wizja definitywnie mnie nie zadowalała, więc walnęłam prawą ręką udo dziewczyny i spiorunowałam ją wzrokiem.
- Uspokój się! Co w ciebie, do cholery, wstąpiło? - syknęłam.
- Ja... - głośno westchnęła. - Nie wiem. Po prostu muszę go zobaczyć. Rozumiesz, Alison?
    Przez chwilę patrzyłam jej prosto w oczy, zastanawiając się nad odpowiedzią. W jej niebieskich tęczówkach kryło się pewne uczucie, którego nie potrafiłam wcześniej dostrzec. Desperacja.
- Nie - zdecydowałam się odpowiedzieć zgodnie z prawdą. - Nie rozumiem. Ale nie muszę.
    Przekręciłam kluczyk w stacyjce i zapięłam pasy. Wyjeżdżając na ulicę usłyszałam krótką komendę GPS. Nigdy nie przepadałam za tym urządzeniem. Ten głos potrafił doprowadzać mnie do białej gorączki.
- Tak naprawdę to ja chyba też nie rozumiem. Mam po prostu wewnętrzną potrzebę zobaczenia Dylana. Nie wiem czemu.
    Skinęłam głową. Jak mówiłam wcześniej, nie muszę rozumieć.
- I jakbyś mogła zatrzymać się przy jakimś kiosku... muszę kupić egzemplarz tego gówna.
    Resztę drogi przejechałyśmy w ciszy. Less nie była w nastroju do rozmów, a ja wyznaję zasadę "Jeśli nie masz nic ciekawego do powiedzenia, to nie mów nic.".
    Korki. Kolejna rzecz, która wyprowadza mnie z równowagi. Prosta, półgodzinna droga zamieniła się w godzinną udrękę. W pewnej chwili miałam ochotę zawrócić, gdyby nie to, że za mną tłoczyły się inne samochody, a ciasny tunel nie pozwalał na różnorodne manewry.
    Kiedy zaparkowałam na znajomym już podjeździe, przyjaciółka prawie wybiegła z pojazdu.
- Jasne Less. Nie dziękuj już za tą podwózkę. Przecież to nic takiego. Oh, Less! Nie musisz klęczeć! - mamrotałam, wysiadając z auta.
     Drzwi do garażu były szeroko otwarte i to z tego pomieszczenia wydobywały się wszelkie dźwięki. Wchodząc do środka uderzyła mnie woń oleju silnikowego i potu. Mimowolnie się skrzywiłam na tą mieszankę aromatów, powstrzymując odruch zatkania nosa.
- Chuju, nie tak to wkręcaj! - usłyszałam krzyk Louisa.
    W centrum pomieszczenia stał Mclaren Harry'ego z podniesioną maską. Nad nim pochylał się Dylan oraz Louis, który zawzięcie gestykulował mówiąc do szatyna. Mój wzrok spoczął na Melissie. Dziewczyna stała w rogu pomieszczenia, radośnie do mnie machając. Odwzajemniłam jej gest i szeroko się uśmiechnęłam. Dopiero wtedy spojrzałam na Less, która trzymała swojego chłopaka za rękę, próbując przyciągnąć jego uwagę.
- A jak? To P1, frajerze! Popierdoliło Ci się chyba z MP4! - odszczeknął się Dylan.
- Dylan! - krzyknęła blondynka.
     Obaj mężczyźni spojrzeli na nią zdziwieni.
- Słucham kochanie?
- Widzieliście ten artykuł? - zapytała, rzucając przed nich gazetę.
    Podeszłam do obu dziewczyn, kiedy pozostała dwójka czytała. Melissa podniosła jedną brew do góry, na co machnęłam ręką i lekko ją przytuliłam na przywitanie.
- Słyszałeś Harry? Jesteśmy kryminalistami! - wydarł się Louis, wybuchając śmiechem.
    Zaraz do niego dołączył drugi chłopak, na co rozdziawiłam usta. Przyglądałam się tez scenie ze zdziwieniem, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Bo przecież to jest takie normalne! To nic takiego, że piszą o nich w gazetach. To nic takiego, że zwiększa się niebezpieczeństwo związane z wykonywanym przez nich hobby. Śmiech jest dobry na wszystko!
- A myślałem, że Ameryka została odkryta w 1492 - odparł spokojnie Styles, wchodząc do środka.
     Mój wzrok spoczął na nim i choć chciałam, to nie potrafiłam go oderwać. Wyglądał zwyczajnie. Pomierzwione włosy, czarne spodnie, conversy. Ah i zapomniałabym wspomnieć o najmniej istotnym szczególe. Cóż... był bez koszulki.
    Mocno zacisnęłam powieki, zmuszając się do zaprzestania wgapiania się w jego wytatuowany, umięśniony tors. Niestety nic nie umknie wszechwiedzącemu Harry'emu, który posłał w moją stronę uśmiech typu nie-krępuj-się-i-tak-wiem-że-to-robisz. Albo coś w tym stylu.
- Witaj, Alison. Jak się masz? - brunet zwrócił się do mnie, na co zamrugałam zaskoczona.
- Co? - rzuciłam, zanim zdążyłam się powstrzymać.
     Chłopak prychnął i pochwycił gazetę leżącą na aucie.
- Przecież nie piszą tutaj nic, czego bym nie wiedział - powiedział, nie przerywając czytania.
- Serio? No tak, przepraszam. Zapomniałam! Przecież to nic niezwykłego, że piszą o was w gazetach! To nic nie zwykłego, że policja będzie na was polować na każdym, jebanym, kroku! - wybuchła Less.
    Spojrzałam na nią z zadumą. Dziewczyna pochwyciła mój wzrok i delikatnie wzruszyła ramionami, odgarniając włosy.
- Spokojnie, dziewczyno! To, że jakiś gówniany świstek papieru się nami zainteresował, nie znaczy, że mamy ogłaszać stan alarmowy. Policja od paru lat chcę nas złapać, jednak jak na razie mają zbyt ciężkie dupy, aby cokolwiek zrobić w naszej sprawie. Co mi nie przeszkadza, jeśli mam być szczery. Po za tym, mam sporo wtyków w komendzie, więc wiem zawsze co i jak. Serio, Less! Oni są zbyt tępi, aby nas przyskrzynić! To banda patałachów, jedyne czego dowiedzieli się o Speed Event, to że w ogóle istnieją.
- Ah, tak? A wiesz, że będzie nowy komendant, któremu zależy, aby zobaczyć was wszystkich za kratami? - odpyskowała przyjaciółka.
    Styles wciąż nie przywiązywał wielkiej wagi do jej słów. Pochylił się nad swoim wozem, obracając w dłoni obcęgi. Dylan podał mu pewną część, której nie potrafiłam rozpoznać i Harry zaczął ją przykręcać palcami.
- Skąd to wiesz? Znasz go? - zapytał chłopak blondynki.
    W jego głosie można było usłyszeć znaczącą nutę powątpiewania i kpiny. Zdenerwowało mnie ich podejście do sprawy. Skrzyżowałam dłonie na piersi i siląc się na beztroski ton, rzuciłam:
- Mój ojciec.
     Po moich słowach zapanowała cisza. Byłam zadowolona z siebie. Miałam nadzieję, że może w końcu zainteresuje ich ten temat, jednak moje oczekiwania prysły jak bańka mydlana, kiedy tylko usłyszałam ich prychnięcia.
     Spojrzałam na Melisse, która również miała rozbawiony wyraz twarzy. Widząc mój wzrok na sobie spoważniała, jednak w jej oczach wciąż można było zauważyć roześmiane chochliki. Opuściłam ramiona, w geście bezsilności, na co dziewczyna posłała mi przepraszający uśmiech.
- No, no, no! Alison, to świetnie! Jesteś teraz dla nas niczym kupon w totolotka - powiedział Louis.
- Słucham?
     Roześmiany chłopak podszedł do mnie i z udawaną powagą uścisnął moją dłoń po czym się skłonił. Cały czas stałam w osłupieniu, nie wiedząc jak się zachować.

Nigdy nie zrozumiem mężczyzn. 

- Teraz tym bardziej nam nic nie grozi. Jeśli ktokolwiek by nas złapał, wchodzisz ty i robisz jakieś tam rzeczy, które robią córki aby udobruchać ich ojców i ta dam! Jesteśmy wolni!
    Zaczęłam gwałtownie potrząsać głową.
- Co? Nie! Nie, nie, nie! Tak nie będzie. Louis, ty nie rozumiesz? Jeśli mój tata dowie się, że się z wami zadaję, to mnie zabiję. Ja... nie. To tak nie działa, przykro mi.
- Ta dziewczyna nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. Zawsze myślałem, że jesteś dorosła - prychnął Styles.
    Poczułam, jak moje policzki się czerwienią. Nienawidziłam tego faktu, że on ma rację. Jednak nie wolno mi zapomnieć, że to oni mnie utrzymują. I to oni są za mnie wciąż odpowiedzialni.
- Zamknij się - syknęłam.
    Wzburzona wyminęłam ich wszystkich i wyszłam na zewnątrz. Gwałtownie wciągnęłam świeże powietrze, przymykając powieki. Czułam delikatne pulsowanie z tyło głowy. Mimowolnie skrzywiłam się na myśl o bólu głowy. Niestety to są pierwsze objawy tego nieprzyjemnego doznania. Zaczęłam pocierać skronie w nadziei, że to choć trochę pomoże.
     Nikt nie potrafi mnie wyprowadzić z równowagi równie szybko jak Harry. W takich momentach jak ten miałam ochotę zepchnąć go z mostu. Nie potrafię uwierzyć, jak ktoś taki jak on może mieć tyle różnych wcieleń. Sądziłam, że po naszym ostatnim spotkaniu będzie chociaż próbował być dla mnie miły. Niestety po raz kolejny czekało mnie rozczarowanie. Dupek.
- Moim zdaniem wyolbrzymiasz całą tą sprawę, choć oczywiście wina leży też po ich stronie - usłyszałam czyjś melodyjny głos i gwałtownie otworzyłam oczy.
    Przede mną stała śliczna brunetka z nikłym uśmiechem na ustach. Zaoferowała mi puszkę piwa, na co potrząsnęłam głową, wskazując na swoje auto.
- Oni to oni. Tacy są. Ignoranci. Myślą, że skoro potrafią szybko jeździć, to cały świat należy do nich i nic im nie grozi. Z drugiej strony, naprawdę nie ma co się martwić, Ali. Policja od początku trwania Speed Event nic nie zrobiła większego w tej sprawie i nic nie zanosi na zmiany.
- Może masz rację. Lecz kiedy to wszystko mówiłam, martwiłam się. Nawet nie wiem czemu - mruknęłam.
    Dziewczyna zmierzyłam mnie wzrokiem, potrząsając głową.
- Lubisz ich - powiedziała, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Tak, lubię - ostrożnie potwierdziłam. - No może z jednym wyjątkiem. Harry.
- Co? Zwłaszcza jego!
     Zaczęłam gwałtownie kiwać głową w geście protestu. Zaprzestałam dopiero, kiedy pulsowanie w środku czaszki przybrało na sile. Wzięłam gwałtowny oddech i zamknęłam oczy, przykładając dwa palce do bolącego punktu.
- Wszystko w porządku? - spytała towarzyszka zatroskanym głosem.
     Delikatnie skinęłam.
- Może wejdziemy do środka? - kolejne pytanie.
    Ponownie skinęłam, otwierając oczy.
    Tylko raz byłam w mieszkaniu Stylesa i nie rozpamiętuje tego w pozytywnych barwach. Wprost przeciwnie. Miałam kaca i nazwał mnie dziecinną, na co ku ironii, zaczęłam się dziecinnie zachowywać.
- Ten chłopak nigdy nie nauczy się sprzątać! Chodź, poszukam dla ciebie jakieś tabletki przeciwbólowej i może w końcu uda nam się w spokoju porozmawiać. Jutro wieczorem organizuję imprezę i mam nadzieję, że się zjawisz!
     Dziewczyna pociągnęła mnie za rękę przez długi korytarz. Ponownie moją uwagę przyciągnęły dwa zdjęcia wiszące na ścianie. Jedno przedstawiało Harry'ego i jego rodzinę, a drugie Harry'ego i jakąś dziewczynę złączonych w pocałunku.
- Melissa? - zawołałam, przystając.
     Gdyby ten mężczyzna chciał upamiętniać każdą dziewczynę, którą pocałował, to pewnie zabrakłoby mu miejsca na ścianach. Dlatego też tak bardzo fascynowało mnie to zdjęcie. Co było w tym takiego wyjątkowego?
- Hmm? Oh - brunetka podążyła za moim wzrokiem. - To Rose.
- Rose? - powtórzyłam niczym echo.
- Tak, Rose. Była dziewczyna Harry'ego.
    Wyrwało mi się ciche prychnięcie, zanim zdążyłam się powstrzymać.
- To on kiedykolwiek miał dziewczynę? - spytałam z powątpiewaniem.
- Tak, jedną. On... On kiedyś nie był taki. No wiesz! Nie był kobieciarzem! - wytłumaczyła, kiedy spojrzałam na nią pytająco. - Wiele o nim nie wiesz, Ali. Nie chcę zdradzać żadnych sekretów, wolałabym aby to on ci o niej opowiedział. Tak samo jak o swojej rodzinie. Po prostu... Harry bardzo kiedyś kochał Rose. Byli ze sobą przez dwa lata. Ale ona złamała mu serce i wtedy coś w nim pękło. Zmienił się. Zaczął traktować kobiety jak zabawki, które używa się tylko do sexu i porzuca. Aby nie traktował cię tak jak inne, musisz zdobyć jego zaufanie. Nie jest to łatwe, ale to naprawdę dobry chłopak. Tylko nie chcę tego pokazać. Narzuca na sobie tą maskę niegrzecznego i łamacza serc, aby odstraszyć wszystkich wokół. Chciałabym... mam nadzieję, że to się kiedyś zmieni. Że ktoś go zmieni. Pozwoli mu zapomnieć o Rose, pozwoli mu ruszyć dalej. Tak bardzo bym tego chciała...
     Kiedy skończyła, zabrakło mi słów. Nie potrafiłam sobie wyobrazić Stylesa, takiego jakiego przedstawiła mi Melissa. Jako kochającego, dobrego chłopaka, który zrobi wszystko, aby chronić swoją dziewczynę. Harry'ego, który potrafi kochać kobietę, nie tylko uprawiać z nią sex dla własnych korzyści. Na samą myśl poczułam niesamowitą nienawiść do tej dziewczyny. Rose. Za to, że go tak zmieniła. Zrobiła z niego... to.
- Nie potrafię sobie tego wyobrazić - szepnęłam.
- Nie dziwię ci się! Gdybym go nie znała od paru lat, to też nie potrafiłabym uwierzyć! Ale wracając do rzeczywistości, muszę opowiedzieć ci o tej imprezie!
     Przez parę sekund opierałam się brunetce, wciąż wpatrując się w zdjęcie. Wydawał się taki szczęśliwy. Niewinny.
- Impreza mówisz? - zapytałam, przenosząc wzrok na przyjaciółkę.


***
Ja już nic nie mówię. Po prostu jestem załamana samą sobą. I serio, nie bójcie się pisać mi komentarzy poganiających, bo jak nie dostanę kopa w dupę to się nigdy nie wezmę w garść! Boże, masakra! Dobra wiadomość jest taka, że zbliżają się wakacje, a mi się chcę pisać! Jakaś nowość, ta da!

Omg i jak wam się podobał? Trochę o Harry'm! Spodziewał się ktoś takiej jego przeszłości? Mi samej jest trudno sobie wyobrazić takiego dobrego Stylesa, a nie dupka srsl!

100 000 WYŚWIETLEŃ? I am dead. DZIĘKUJE ♥ Chyba zemdleje, serio!

Chciałam dodać, kiedy tylko pojawi się nowy szablon (tak, będzie nowy szablon, którego się nie mogę doczekać! i będzie inna bohaterka, nowa Alison!) ale i tak się już wyczekaliście. Powiem tylko, że wprowadzę trochę zmian na tym blogu, będzie przejrzyściej i wg lepiej. I będzie przynajmniej wiadomo, kiedy będzie nowy!

Jeśli przeczytałeś, byłoby miło, jeśli zostawisz swój komentarz. To bardzo motywuję :)

Love ya! x
~ A. 

sobota, 26 kwietnia 2014

IX - Gwiazdy

He said the way my blue eyes shined
Put those Georgia stars to shame that night 
I said, that's a lie *


   Niektórzy spostrzegają Londyn jako miasto wiecznego ruchu. Ciągła bieganina, każda osoba w pośpiechu. Miasto pełne aut i budynków. Na każdym kroku przemysł. Byłam jedną z tych osób, aż do tego momentu. Teraz, kiedy szłam w ciszy z Harry'm u boku widziałam wszystko w innym świetle. 
   Był już późny wieczór. Byliśmy jedynymi osobami na chodniku. Zdawało się, że nawet kierowcy postanowili nie zagłuszać naszej ciszy warkotem swoich samochodów, których jak nigdy, nigdzie nie było. Mogłoby się wydawać, że to miejsce jest opustoszałe. Nie przeszkadza mi to. 
    Właśnie w takich chwilach odkrywam na nowo urok tego miasta. Światło ulicznych lamp odbijało się od starych kamienic, nadając tym samym obraz jak z książki. Nawet niebo postanowiło współgrać z naszymi zasadami, ponieważ jeszcze niedawno otaczające nas chmury odeszły w zapomnienie, ukazując nam swoją drugą stronę. Tą majestatyczną, gdzie kolorowe gwiazdy na każdym kroku towarzyszą każdemu, a wielki, biały księżyc rozświetla drogą, nadając srebrzystą poświatę wszystkiemu. 
    Przechodziliśmy właśnie obok kina, kierując się w stronę parkingu. Seans prawdopodobnie nadal trwa. Ciekawe, czy Less albo Dylan zauważyli nasz brak? Bardzo możliwe, że są zbyt zajęci rozkoszowaniem się swoim uczuciem. Za to tylko mogę sobie wyobrazić jak Meggy niecierpliwie tupie nogą, czekając na swoją randkę.Wydaję się typem dziewczyny, która jest zawsze zazdrosna o swojego partnera. Bądźmy szczerzy -
trafiając pod adres Stylesa, zabłądziła. 
    Kiedy staliśmy przy jego czarnym Volvo, chłopak otworzył mi drzwi i gestem dłoni wskazał abym wsiadła do środka. Prawie czułam jak moje oczy się powiększają. Skakałam wzrokiem z auta na Stylesa, który przyglądał mi się z niewinnym uśmieszkiem na ustach.
- Zdziwiona? - zapytał miękkim głosem - Ja również potrafię być dżentelmenem.
   Kilka razy zamrugałam, zastanawiając się nad odpowiedzią. Po paru sekundach zdecydowałam, że najlepiej jeśli w ogóle się nie będę odzywać i bez słowa wsiadłam do środka. Nadal w lekkim szoku obserwowałam jak mężczyzna zajmuję miejsce kierowcy.
   Niech nikt się nie dziwi, że robię z tego taką wielką sprawę. Ot Harry Styles otworzył przede mną drzwi do swojego samochodu. Wiele ludzi uzna to za normalne. Tylko wtedy chyba nie mówimy już o tej samej osobie.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam, kiedy wyjechaliśmy na główną ulicę.
   Przez ten krótki czas zdążyłam się nauczyć, że zapinanie pasów w tym wozie jest równoznaczne z wyśmianiem. Postanowiłam zaufać osobie prowadzącej i nawet nie zerkałam w ich stronę. Na jego odpowiedzialność. Jeśli złapie nas policja, to i tak on zapłaci mandat. O ile w ogóle będą potrafili go złapać, czy jak to się mówi, kiedy chodzi o mistrza Speed Event.
- Niespodzianka - mruknął.
   Obróciłam głowę w jego stronę. Oczywiście nie mogłam się opanować przed szybkim zlustrowaniem jego osoby. Siedział wygodnie rozparty na swoim fotelu. Podpierał głowę jedną ręką, która znajdowała się obok szyby. Drugą ręką swobodnie operował kierownicą, co chwilę wystukując na niej palcami jakiś nieznany mi rytm. Wyglądał na znudzonego i pewnego siebie. Cholernie pewnego siebie.
- Nie lubię niespodzianek - powiedziałam pod nosem, lecz i tak mój towarzysz to usłyszał.
   Spojrzał na mnie kątem oka, tym samym przyłapując mnie na przyglądaniu mu się. Znowu.

Wow. Alison. Powinnaś szukać pracy jako szpieg. Jesteś do tego urodzona.

- Za którym razem zdałaś na prawo jazdy? - zapytał niespodziewanie.
- Za drugim - odparłam dumnie.
   Mam powody do zadowolenia. Mi pierwszej z klasy udało się zdobyć ten przywilej. Po za tym, od małego ciągnęło mnie do samochodów. Mój tata brał mnie na różne wystawy, kiedy miałam sześć lat i już wtedy budził nimi moje zainteresowanie. Pamiętam, jak pojechaliśmy za miasto, aby po raz pierwszy zacząć lekcję za kółkiem w praktyce. Ciągle powtarzał "Niczym się nie przejmuj, tylko jedź przed siebie.". Na początku szło mi opornie, nie potrafiłam zapanować nad pojazdem. Miałam wtedy piętnaście lat. Oczywiście uczył mnie na manualnej skrzyni biegów, co było moim największym koszmarem. Lewarek chodził bardzo ciężko, jakby samo zmienianie biegów nie było dla mnie czarną magią. Nie wiedziałam na czym mam skupić myśli. Na drodze, czy na tym, jaki bieg zaraz wrzucić? Teraz mu za to dziękuje, ponieważ wiem, że poradzę sobie w każdym aucie, a nie tylko w moim, gdzie mam automat.
- Dlaczego za drugim? - zapytał.
- Teorie miałam zdaną, lecz na ostatniej lekcji w praktyce wymusiłam pierwszeństwo na rondzie - głośno prychnęłam na wspomnienie tamtej chwili.
   Egzaminator nie powinien być taki surowy. W końcu nic nikomu się nie stało, a sam przyznał, że prowadzę całkiem dobrze. Przez myśl mi nawet przeszło, że specjalnie chciał mnie uziemić.
- A ty? - zapytałam, choć prawdopodobnie znałam odpowiedź.
- Za pierwszym - odpowiedział, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie - Choć przyznam, że ja i kodeks drogowy niezbyt się lubimy. Szczególnie ograniczenia prędkości. 112 km/h na autostradzie?! To kpina!
   Z uśmiechem obserwowałam, jak z wzburzeniem o tym mówił. Chyba na prawdę nie cierpiał przepisów, ale nie powinno mnie to dziwić. Jego pasja to prędkość, a nie wleczenie się. 
- Okropieństwo - mruknęłam z rozbawieniem.
- No dokładnie! - nie tracił zapału - Furmanką bym szybciej dojechał!
  Nie potrafiłam powstrzymać śmiechu, który cisnął mi się na usta. Po chwili dołączył do mnie mężczyzna i tym samym w aucie powstała wesoła aura.
- Lubisz gwiazdy? - zapytał, a małe ogniki wciąż nie opuszczały jego szmaragdowych oczu.
   Nawiązałam z nim kontakt wzrokowy, czując jak opuszczają mnie siły w nogach. Dobrze, że siedziałam na swoim miejscu, bo inaczej pewnie już bym leżała na ziemi. Niestety brunet musiał spojrzeć na drogę, a ja spuściłam głowę.
- Uwielbiam - przyznałam szczerze.
   Zawsze fascynował mnie kosmos. Potrafiłam stanąć na środku ulicy, aby tylko przez chwilę popatrzeć w niebo. Tak właściwie, w mojej sypialni miałam specjalnie przeznaczone do tego miejsce. Wielki parapet wyłożony poduszkami, na którym przez dzień mogę czytać ulubione książki, a w nocy, kiedy jestem jedyną nie śpiącą osobą w domu, słuchać muzyki i oglądać gwiazdy oraz księżyc.
- To dobrze - szepnął szelmowsko chłopak, biorąc wielki zakręt samochodem.
   Byliśmy pod jego domem, a przynajmniej tak mi się zdawało. W świetle ulicznych lamp wiele rzeczy wygląda bardzo podobnie.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam.
   Zauważyłam, że Harry wysiada z samochodu, więc postanowiłam iść w jego ślady. Jak się okazało, nie myliłam się. Mężczyzna chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą. Na mojej twarzy pojawił się nikły grymas. Znowu trochę za mocno mnie ścisnął. Jakby nie łatwiej byłoby mu chwycić mnie za dłoń.

- Chodzenie za rękę jest w stylu zakochanych par. Wy nie jesteście ani zakochani, ani parą - usłyszałam wredny głosik w mojej głowie. 

   Choć tego nienawidziłam, musiałam mu przyznać rację. Cicho prychnęłam na myśl o moich wewnętrznych dialogach. Styles obrócił się w moją stronę z uniesioną brwią, lecz na szczęście nic nie powiedział. Muszę przestać. Jeszcze ktoś pomyśli, że moje zachowanie jest godne pokoju bez klamek.
   Obeszliśmy wielki dom, kierując się w stronę małego domku na środku wzgórza. Z kolejnymi krokami po miękkiej trawie, potrafiłam dostrzec, że ten domek, to drewniana altana. Czułam narastającą we mnie ekscytację, choć sama nie potrafiłam stwierdzić jej przyczyny. Wciąż nie znałam zamiarów chłopaka przede mną.
- Co o tym myślisz? - usłyszałam jego głos, kiedy się zatrzymaliśmy.
   Byliśmy na szczycie małego wzgórza, skąd można było dostrzec imponującą panoramę miasta. Rozejrzałam się wokół, chcąc połknąć wzrokiem jak najwięcej małych światełek w oddali.
- Ładnie tu - przyznałam - Ale nie jestem pewna, co możemy tutaj robić - dodałam po chwili.
   Po minie bruneta mogłam stwierdzić, że tylko czekał na ten moment. Jego usta wykrzywiły się w szeroki uśmiech, a słodkie dołeczki pojawiły się w policzkach.
- Cóż... mam tu koc i wspaniałe niebo nad sobą. Nie wiem jak ty, ale ja uważam, że to całkiem dobre połączenie - powiedział wesołym głosem.
   Teraz dopiero pomyślałam o spojrzeniu w górę i omal nie upadłam na widok milionów gwiazd nad sobą. Milionów! Nigdy jeszcze nie widziałam tylu świecących punktów na niebie w jednym miejscu. Były jedne na drugim, nadając może i więcej światła niż słońce. I księżyc, który wydawał się być pięć razy większy niż zazwyczaj. I pięć razy piękniejszy niż zazwyczaj.
   Zwróciłam wzrok na Harry'ego, który uważnie obserwował moją reakcję. Miałam ochotę rzucić mu się w ramiona, w podzięce za to, że mnie tu zabrał. Udało mi się jednak powstrzymać mój zapał i tylko stałam na swoim miejscu, wpatrując się w niego. Jego oczy zdawały się iskrzyć.

Jakby ktoś wystawił dwa szmaragdy pod srebrną poświatę księżyca.

- Twoje oczy lśnią jak szafiry. Bezkonkurencyjnie przyćmiewają te gwiazdy nad nami - jakby od niechcenia machnął ręką wokół siebie.
   Spuściłam głowę, czując jak na policzki wstępuje wielki rumieniec. Jeszcze nikt nigdy nie powiedział mi coś podobnego. To było... miłe.
- Kłamca - powiedziałam, znów spotykając jego wesoły wzrok.
   Wpatrywał się we mnie z wielkim uśmiechem, na co nie potrafiłam powstrzymać swojego odruchu ust.
- Chciałabyś.


- Umiesz pokazać na niebie duży albo mały wóz? - zapytał chłopak, przekręcając się na bok, w moją stronę.
   Również zmieniłam pozycję ciała, leżąc z nim twarzą w twarz. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Nie mam nic przeciwko.
- Oczywiście - prychnęłam.
   Przejechał wzrokiem po mojej twarzy. Lekko zagryzłam wargę, dziękując Bogu, że akurat w tym momencie mocniej zawiał wiatr i parę kosmyków włosów spadło na moje policzki i nos. Uważnie obserwowałam, kiedy wyciągnął swoją dłoń w moją stronę i przywołał na swoje miejsce niesforną fryzurę. Wtuliłam twarz w koc, nagle potwornie zażenowana.

O... mój... Boże...

- Lubię cię w rozpuszczonych włosach, ale nie koniecznie lubię, kiedy zasłaniają twoją twarz - szepnął.
   Poczułam delikatny dreszcz, który przebiegł po moich plecach, kończąc swoją wędrówkę w okolicach podbrzusza. Zdziwiłam się, że zwracał uwagę na takie szczegóły, jak moja fryzura.
- Masz ładne oczy - wypaliłam znikąd.
   Odruchowo zakryłam usta dłonią, czując jak się rumienie. Nie mogę, cholera, uwierzyć, że powiedziałam to na głos. Kretynka!
   W jego policzkach znów pojawiły się dołeczki, a ja w duchu zaczęłam skakać ze szczęścia, ponieważ mnie nie wyśmiał.
- Nawzajem, Księżniczko.
   Znów nazwał mnie tym przezwiskiem. Sama się zszokowałam, że zamiast oburzenia, poczułam ciepło w klatce piersiowej. Nawet nie spostrzegłam, kiedy spodobało mi się, że tak mnie nazywa. To niedobrze. Powinnam tego nie lubić.
- Nie jestem Księżniczką - mruknęłam z przyzwyczajenia.
   Wydęłam wargi do przodu, niczym małe dziecko.
- Oh, czyżby? W moim przekonaniu jesteś.
   Postanowiłam puścić jego słowa mimo uszu i znów skoncentrowałam się na gwiazdach. Naszła mnie nagła ochota, aby je policzyć, co było szczytem głupoty. Było ich zbyt wiele, a znając moje podejście do niektórych rzeczy, znudziłabym się po dwóch minutach. A podobno zapał jest najważniejszy.
   W pewnym momencie przypomniałam sobie, że istnieje coś takiego jak czas i jak oparzona zerwałam się do pozycji siedzącej. Poczułam na sobie siłę spojrzenia chłopaka, lecz postanowiłam to zignorować. Próbowałam odszukać w kieszeniach swoich spodni telefon. Dopiero po paru sekundach zdałam sobie sprawę, że zostawiłam go w torebce, a torebka jest w samochodzie mojego towarzysza.
- Harry...? - zaczęłam nieśmiało.
   W odpowiedzi usłyszałam ciche mruknięcie.
   Obróciłam się przodem do niego, podciągają kolana pod brodę. Jego koszulka podwinęła się do góry, ukazując kolejny tatuaż na biodrze. Pewne zdanie, lecz nie potrafiłam z tej odległości go odczytać.
- Odwieziesz mnie przed północą, prawda?
   Mężczyzna obrzucił mnie leniwym spojrzeniem, po którym doszłam do wniosku, że wcale nie podobała mu się ta propozycja. Od niechcenia sięgnął do tylnej kieszeni swoich spodni i wyjął komórkę. Jednym ruchem go odblokował, a na jego usta wpłynął przebiegły uśmiech.
- Myślę Księżniczko, że nawet jeśli bym chciał to nie jest to możliwe.
   Uniosłam jedną brew do góry. W milczeniu pokazał mi wyświetlacz swojego Iphona, na którym widniała godzina. O mało nie zakrztusiłam się powietrzem na ten widok. Białe, wielkie cyfry wskazywały 0:51 a.m. Miałam wrażenie, że całe życie przeleciało mi przed oczami. Jestem martwa. Może jeszcze nie teraz, lecz z pewnością będę, kiedy wrócę do domu. Rodzice mnie zabiją. Nie! Najpierw dadzą mi szlaban do końca życia, aby później mnie zabić.
- Hej, ostatnio jak gadaliśmy, to myślałem, że jesteś pełnoletnia! Proszę, nie wyprowadzaj mnie z błędu!
   Zmierzyłam mężczyznę wściekłym wzrokiem. Wydawał się bardzo rozbawionym moim poruszeniem. Może i jestem dorosła, ale to nie znaczy, że moi rodzice się nie martwią. Tak się martwią, że dadzą mi szlaban do końca życia, a później mnie zabiją. Już widzę napis na swoim nagrobku! Zginęła z rąk swoich rodziców, ponieważ przez jakiegoś dupka straciła poczucie czasu. Mogło być gorzej... chyba.
- Nawet, kurwa, nie próbuj - warknęłam.
- Widzę, że używasz brzydkich słów. Rodzice nie byliby szczęśliwi - wyśmiał mnie, na co poczułam, jak krew we mnie buzuję - A tak na poważnie, to wcale nie chcę mi się stąd ruszać. Dobrze się bawię.
   Próbowałam wychwycić jakąś kpinę w jego głosie lub postawie, lecz nic takiego nie wychwyciłam.
- Oczywiście - powiedziałam głosem, który ociekał sarkazmem.
- Serio! Leże z tobą, tutaj, oglądając gwiazdy. Jest cicho i spokojnie. Mogę choć na chwilę się zrelaksować. Nie mówię, że wyścigi nie sprawiają mi frajdy. Po prostu tu jest lepiej.
   Nie potrafiłam uwierzyć w jego słowa. Jestem zdziwiona, że i tak wytrzymał tutaj ze mną tyle czasu.
   Posłałam mu długie spojrzenie, w którym krył się wprost krzyczący wyrzut. Po chwili mierzenia się wzrokiem, chłopak przeciągle westchnął i wstał.
- Dobrze, odwiozę cię.


* Fragment piosenki Taylor Swift - Tim McGraw. Wybrałam ten fragment, ponieważ nawiązuje do całego rozdziału.



***
Wreszcie coś dodałam. Mam nadzieję, że się podoba :) Nie sprawdzałam go, przepraszam, że taki krótki, I love you! Dziękuje za wszystkie komentarze, aż ciepło mi się robi na sercu!
Trochę tego milszego Harry'ego, którego trzeba brać garściami! Nowy rozdział pojawi się za dwa tygodnie, ponieważ w poniedziałek wyjeżdżam do Londynu i omg!
Kocham was! x





niedziela, 13 kwietnia 2014

VIII - Randka

   Zimny powiew wiatru uderzył o moją skórę. Podniosłam wzrok nad siebie, dostrzegając ciemne niebo przesłonięte zasłoną pofałdowanych chmur. W tle mogłam usłyszeć rytmiczne uderzanie obcasów w moich botkach. Wyżej naciągnęłam na szyję kożuch mojego płaszcza, poprawiając ramiączko torby, które co parę sekund zsuwało mi się z ramienia. Mimo, że jest już prawie letnia pora, Londyn wieczorem jest naprawdę zimny.
  Nie lubię chodzić późnymi godzinami po mieście. Mam wrażenie, że wciąż ktoś mnie śledzi. Dlatego też odetchnęłam z ulgą, kiedy zauważyłam na horyzoncie dom Less.
- Wreszcie! - przyjaciółka prawie krzyknęła, wpuszczając mnie do środka.
   Posłałam jej szeroki uśmiech, wychodząc w głąb mieszkania.
- Jesteś sama? - zapytałam.
   Zazwyczaj kiedy jestem u dziewczyny jest bardzo głośno. Jej rodzice, którzy nie należą do najcichszych i pięcioletni brat (wiek mówi sam za siebie) potrafią stworzyć dużo szumu. Dziś prawie wszystkie światła były pogaszone, a jedyny dźwięk stwarzały nasze głosy.
- Tak, rodzice i Matt wyjechali na weekend do Leeds, więc zostałyśmy same. Jak za starych dobrych czasów.
- Jak za starych dobrych czasów - powtórzyłam.
    Weszłam w głąb salonu i rozciągnęłam się na kanapie jak długa. Po chwili przyjaciółka wróciła z wielkimi paczkami chipsów i litrem coli. To była nasza pierwsza noc filmowa od bardzo dawna. Od kiedy związek Less i Dylana wszedł w poważniejszy poziom, ja postanowiłam poflirtować z książkami. Nie było tak źle jak się wydaję. Książka przynajmniej ze mną nie zerwie po miesiącu jak Eliot.
- Komedia romantyczna czy horror?
- Horror - odpowiedziałam prawie bez namysłu.
    Tematyka miłosna już mi się przejadła. Wszędzie ten sam scenariusz - piękny początek, dramat, szczęśliwe zakończenie. W rzeczywistości jest inaczej. Życie to nie bajka. W życiu nie każda miłość ma swój szczęśliwy koniec. Chyba, że jesteś mną. Wtedy jesteś wiecznym singlem.
- Ale nie oglądasz przez palce - rzuciła przez ramię przyjaciółka z nutą ironii.
    Po parunastu minutach już miałam ochotę udusić towarzyszkę paczką po chrupkach za wybór tego filmu. Jakby nie mogła wybrać czegoś mniej... przerażającego? Pomimo mojej miłości do tego typu seansów, miałam dość słabe nerwy. Z naciskiem na słabe.
- Nie idź tam idiotko! - krzyknęłam.
    Odruchowo zakryłam usta rękoma.
    Kątem oka spostrzegłam rozbawione spojrzenie blondynki. Jak widać chociaż jedna z nas się nie boi.
- Tu gra dziewczyna z teledysku do piosenki Taylor Swift - mruknęłam głosem, który mógłby wskazywać, że się tłumaczę.
- Osłabiasz - dziewczyna głośno westchnęła.
    Nieznacznie wzruszyłam ramionami, po czym wróciłam do oglądania. Przynajmniej chciałam, ponieważ w tej samej chwili rozległo się głośne walenie do drzwi. Zszokowana zerknęłam na towarzyszkę, która pochwyciła moje spojrzenie z uniesionymi brwiami.
- Zapraszałaś kogoś jeszcze? - zapytała.
- Ja?
- Nie. Duch święty - widziałam jak przewraca oczami.
    Szybko zatrzymałam film i poszłam za przyjaciółką w kierunku drzwi. Dźwięk walenia o drewno znów się powtórzył i rozniósł jak echo po pustym budynku. Poczułam jak miliony malusich pajączków przebiega po mojej skórze.
- A może to widmo? - zapytałam, zanim zdążyłam się powstrzymać.
    Nie musiałam patrzyć na przyjaciółkę, aby wiedzieć, że właśnie ponownie przewraca oczami. Pod tym względem, to Less góruje opanowaniem.
    Kiedy wreszcie dotarliśmy do wyjścia, blondynka w końcu otworzyłam naszemu niezapowiedzianemu gościowi.
- Ty. Ja. Kino - to było pierwsze co powiedziała osoba za progiem.
   Na widok Dylana spojrzałam z wyrzutem na Less, która pokazała rękoma, że nic nie wiedziała o jego wizycie. Z drugiej strony mogłam się spodziewać, że i tego wieczora chłopak mojej najlepszej przyjaciółki postanowi wziąć ją na niezapowiedzianą randkę, tym samym psując nasz seans filmowy.

Mnie jakoś nie ma kto wziąć na niezapowiedzianą randkę i żyję. 

- Ooo... ty, ja, kino i Alison? - to było chyba przywitanie z jego strony, lecz z każdym następnym słowem jego głos stawał się o oktawę wyższy.
- Dylan - próbowałam powiedzieć jego imię radośnie, lecz chyba mi nie wyszło.
    Przez kilka następnych sekund między nami rozciągała się cisza. W powietrzu można było wprost dotknąć tą niezręczność, która nad nami zwisała. Wymieniłam zakłopotane spojrzenie z chłopakiem, który skakał oczami ze mnie na swoją dziewczynę.
- To... - chciałam rozluźnić atmosferę, lecz zacięłam się po pierwszym słowie.
- Może wejdziesz - powiedziała w końcu przyjaciółka.
    Dopiero teraz przypomniałam sobie, że stoimy wszyscy w progu.
- Chyba wam przeszkodziłem? - zapytał, kiedy ponownie byliśmy w salonie.
   Wygodnie rozsiadłam się na dużej sofie, gotowa powrócić do oglądania. Z rozczarowaniem zauważyłam, że przyjaciółka nie idzie w moje ślady. Przysięgam, jeśli pójdzie z nim do kina, a mnie wystawi, to zrobię jej takie Paranomal Activity, że mnie popamięta.
- Tak właściwie to tak.
- Nie prawda - powiedziałyśmy równocześnie z Less.
    Odruchowo rzuciłam okiem na dziewczynę, która mierzyła mnie wściekłym wzrokiem. Nieznacznie wzruszyłam ramionami. Nie chciałam wyjść na niemiłą, jednak zirytowanie przejmowało nade mną kontrolę. Pierwszy raz od bardzo dawna chcę spędzić czas z najbliższą mi osobą, lecz nie mogę z powodu jej chłopaka. Nawet stoika wyprowadziłoby to z równowagi, nie oszukujmy się.
- Przepraszam - mruknął szatyn, lecz po jego postawie dochodziłam do wniosku, że wcale nie jest mu przykro - chciałem tylko spędzić czas z moją dziewczyną.
    Prychnęłam.
- A ja z przyjaciółką - powiedziałam cicho pod nosem.
    Niestety dziewczyna to usłyszała i walnęła mnie mocno w kolano. Głośno syknęłam z bólu, podkulając nogi pod brodę.
- Z chęcią pójdziemy z tobą do kina - oznajmiła blondynka, na co zrobiłam wielkie oczy.
- Że co? - warknęłam - spędzacie ze sobą każdą możliwą minutę do cholery!
     Widziałam jak Dylan z radością zaciera ręce, na co zgromiłam go wzrokiem. W zamian pokazał mi język.

Oh, jak dojrzale...

- Film w telewizji można obejrzeć zawsze, a w kinie już nie koniecznie.
    Skrzyżowałam ręce na piersi niczym obrażone dziecko. Niech mnie pocałują w kino.
- No chyba jednak nie, bo ciągle jesteś zajęta swoim chłopakiem! - krzyknęłam.
    Lubię Dylana, serio. Pomimo wszystko miałam w głębi serca pewny żal do niego. Less kompletnie przestała zajmować się mną na rzecz swojego związku. Ja rozumiem szybsze bicie serca, motyle swędzące w brzuchu i te wszelkie amory, ale chyba, do cholery jasnej, są jakieś granice?
- Dlatego idziemy w trójkę! Alison, to będzie idealna okazja, aby spędzić ze sobą czas.
    Ponownie prychnęłam, odrzucając włosy na plecy.
- Nigdzie nie idę - sapnęłam.
 



Czy moje "Nidzie nie idę" było mało przekonujące? 

- Zobaczysz Alison, będzie fajnie! - krzyknęła radośnie przyjaciółka, chwytając za rękę Dylana, który ochoczo pokiwał głową.
   Przewróciłam tylko oczami.

Chyba jednak tak. Sorry Alison, ale musisz popracować nad temperamentem. 

- Gdzieś już to słyszałam - syknęłam.
   Dziewczyna wręczyła mi bilet na dzisiejszy seans. Kolejny horror. Pozwolili mi w nagrodę wybrać film, aby zrekompensować moje wielkie nieszczęście związane z ich towarzystwem jak to stwierdziła Less. Ciekawe czemu tak jest? To, że czuję się w ich towarzystwie jak piąte koło u wozu nic nie znaczy? Ciągle dają sobie buziaki, łapią się za ręce i dużo innych rzeczy, które robią zakochane pary. Nie znoszę zakochanych par, a teraz jestem w towarzystwie jednej z nich. Zawsze o tym marzyłam, serio.
- I nie miałam racji? - zapytała blondynka, pusząc się jak sowa przemądrzała.
    Wzruszyłam ramionami, nie chcąc dać jej satysfakcji. Wyścigi to coś zupełnie innego.
- Nie - odpowiedziałam. Chcieli mojego towarzystwa, to mają. Jeszcze będą mnie błagać, abym sobie poszła.
    Ustawiliśmy się w długiej kolejce do wejścia na salę. Rozejrzałam się wokół, ściągając kurtkę. W samym budynku było ciepło, a z boku buchał dodatkowy żar z restauracji.
    Staliśmy tak może z półtorej minuty, kiedy osoba przed nami wyszła z kolejki, tym samym zwalniając miejsce. Szybko skorzystaliśmy z okazji przesunięcia się do przodu. Przed nami stała para. Krucha brunetka wtulona w swojego chłopaka, który trzymał rękę na jej pośladku. Nieznacznie skrzywiłam się na ten widok.
- Cham - mruknęłam najciszej jak potrafiłam, aby nikt nie usłyszał.
   Mój wzrok zatrzymał się na tatuażu zdobiącym dłoń bruneta. Mały, czarny krzyż wydawał się znajomy. Tak samo jak jego włosy.

Chyba sobie kpisz... 

- Harry! - krzyknął Dylan, ściągając tym samym na siebie uwagę wielu osób.
    Stałam jak wryta, kiedy mężczyzna się odwrócił. Czułam jak zimny dreszcz przebiega wzdłuż moich pleców, przez co momentalnie pożałowałam tego, że ściągnęłam nakrycie. Wspomnienia z naszego ostatniego spotkania zalały moją głowę. Nie widziałam go ponad dwa tygodnie. Dwa spokojne tygodnie.
    W dalszym ciągu byłam zmieszana jego osobą, zwłaszcza po moim pocałunku w policzek. Wiedziałam, że potrafi być miły, lecz może też być najgorszym koszmarem każdego. Czułam się jak osoba grająca w rosyjską ruletkę.
   Oczywiście nie można zapomnieć, jak wielkim kobieciarzem był Styles. Założę się o pięć funtów, że nie zna imienia swojej towarzyszki.
- Co ty tu robisz? - zapytała przyjaciółka.
- Mam randkę? - odpowiedział Harry, lecz bardziej zabrzmiało to jak pytanie.
   W tym momencie jego wzrok spoczął na mnie. Pochwyciłam spojrzenie, jeszcze szerzej otwierając oczy. Musiałam wyglądać jak przerażony szczeniak, kiedy brunet do mnie mrugnął, a jego usta wykrzywiły się w szelmowski uśmiech. Szybko spuściłam oczy, skupiając je na swoich butach. Pozwoliłam aby kosmyki włosów przykryły moją twarz, tworząc strefę osobistą.
- Witaj Księżniczko - powiedział gardłowym głosem.
    Zerknęłam na niego kątem oka, lecz kiedy chciałam odpowiedzieć wtrąciła się towarzysząca mu dziewczyna.
- Księżniczko? Mnie nigdy nie nazwałeś księżniczką! Harry!
    Nie mogę uwierzyć, że ona jest zazdrosna o to kretyńskie przezwisko. Jeśli chce, to mogę je jej sprzedać. Ba, dopłacę nawet, aby brała!
- Daj spokój Megan - zgromił ją chłopak, lecz ta się tym nie przejęła.
- Mam na imię Meggy - warknęła z oburzenia.
    Cóż, przynajmniej wygrałabym zakład.
- Kto co woli - chyba chciał to mruknąć pod nosem, jednak i tak wszyscy usłyszeli.
    Przesunęliśmy się do przodu. Jeszcze parę osób dzieliło nas od wejścia na salę. Czując napięcie, które między nami zapanowało, modliłam się aby w końcu znaleźć się w ciemnej sali.
- To świetnie, że się spotykamy - rzuciła Less.
- Czemu? - zapytała Megan, lub Meggy.

Kto co woli.

- Bo możemy urządzić sobie podwójną randkę! - pisnęła dziewczyna.
    Czułam jak na moje policzki wpełza czerwień. Nie wiem czemu się rumienie. Może to przez to, że padło sformułowanie podwójna randka kiedy jestem tu ja? Sama. To dość krępujące, jeśli mam być szczera.
- Emm... Less? - zapytał Dylan, a jego wzrok spoczął na mnie - No chyba nie do końca.
    Myślałam, że nigdy się nie rumienie. Aż do teraz.
    Przestąpiłam z prawej nogi na lewą. Czułam się jak ofiara losu. Mówiłam, że nie chcę iść. Oddałabym wszystko, aby być teraz przynajmniej pięćdziesiąt kilometrów od tego miejsca.
- Oh - to jedyne co odpowiedziała.
    Ponownie spuściłam głowę. Teraz jedyne co może się zdarzyć to cud.
    Cała czwórka wpatrywała się we mnie. Czułam to. Miałam ochotę krzyknąć na całe gardło, aby przestali się gapić, bo nie każdy musi być w związku, po czym z impetem wyjść z tego budynku. Wróciłabym do domu metrem i poszłabym spać. To mogłoby się zdarzyć, jednak wolę zachować resztki godności i stać w miejscu, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Albo na znak, że Bóg jednak jest po mojej stronie.
- Sądzę... to znaczy... bilety - wydusiłam półgłosem.
    I faktycznie. Teraz była nasza kolej. Mentalnie się przeżegnałam, wypuszczając ze świstem powietrze z ust. Nawet nie wiedziałam, że je wstrzymywałam.
   Szybko przekroczyliśmy próg sali, na której panował już półmrok. Myślałam, że zawrócę i ucieknę z krzykiem, kiedy okazało się, że mam siedzieć pomiędzy jedną parą a drugą. Ściślej rzeczy biorąc pomiędzy Dylanem a Harry'm.
    Niepewnie zajęłam swoje miejsce i założyłam nogę na nogę. Kątem oka spostrzegłam, jak dwójka mężczyzn zarzuca ramiona na swoje dziewczyny prawie w tym samym momencie. Czy oni to zaplanowali?
    W końcu zapanowała cisza i film się zaczął. Poprawiłam się na niewygodnym siedzeniu, wtulając się w oparcie. W najlepszym przypadku uda mi się przespać.
     Nagle usłyszałam dzwonek telefonu.

Co za idiota nie wycisza komórki w kinie? 

     Kolejny raz rozbrzmiał sygnał, kiedy poczułam dziesiątki spojrzeń na sobie. Przez parę sekund nie wiedziałam o co chodzi, kiedy zdałam sobie sprawę, że ten dźwięk był zadziwiająco znajomy. Zbyt znajomy. I wtedy ponownie rozbrzmiała moja ulubiona piosenka, a ja myślałam, że zapadnę się pod ziemię. To przecież mój telefon!
    Jak poparzona zerwałam się do torebki, nerwowo ją otwierając i przeszukując wnętrze. Typowo dla mojego szczęścia i złośliwości rzeczy martwych nie mogłam go znaleźć. Myślałam, że zaraz będę mieć wypaloną dziurę w plecach od natarczywych spojrzeń. Ponownie poczułam to cholerne ciepło na policzkach, które przypominało mi jak wielką ofiarą losu jestem.
   Chciałam tańczyć ze szczęścia, kiedy małe urządzenie w końcu znalazło się w moich dłoniach. Dopiero za trzecim razem udało mi się odblokować telefon, co spotkało się z paroma przekleństwami z mojej strony. Szybko odrzuciłam połączenie od nieznanego numeru, po czym weszłam w główne menu i wyciszyłam dźwięk. Po mojej krótkiej akcji oparłam się o siedzenie, oddychając równie ciężko jakbym właśnie przebiegła maraton. Na szczęście wszyscy ludzie powrócili do oglądania. Wszyscy, oprócz jednej osoby.
   Z impetem obróciłam głowę w stronę Stylesa. Jego roześmiane oczy pochwyciły moje rozzłoszczone. Kiedy moje usta były zaciśnięte w wąską linię, jego były wykrzywione w szerokim uśmiechu.

Przynajmniej jedno z nas dobrze się bawi.

- Twój chłopak dzwonił? - zapytał szeptem.
   Auć.
   Szybko odwróciłam głowę, zarzucając włosami, które odbiły się od jego ramienia. Jak widać bardzo bawiła go sytuacja, w której się znajdujemy. Dwie pary i ja. To idealny tytuł dla filmu o mnie.
   Pochyliłam się w stronę Less i Dylana.
- Idę do łazienki - szepnęłam do przyjaciółki, lecz obaj przytaknęli głowami.
   Błyskawicznie chwyciłam swoją kurtkę i torebkę. Już po chwili szłam pustym korytarzem w kierunku toalet. Kiedy byłam pod drzwiami, zatrzymałam się. Miałam serdecznie dość już dzisiejszego wieczoru. Mogę się założyć, że i tak nikt nawet się nie zorientuje, że wyszłam. Ja nie będę się męczyć, oni zrealizują tą swoją podwójną randkę - wszyscy będą szczęśliwi.
   Więcej nie myśląc ruszyłam korytarzem w dół, do wyjścia. W między czasie założyłam kurtkę i zapięłam ją pod samą szyję, przeklinając się w duchu, że nie pomyślałam o żadnej apaszce. Spojrzałam na godzinę w telefonie. 10.11 p.m. Na pewno uda mi się pojechać metrem.
   Wyszłam na zewnątrz, gdzie uderzyło we mnie lodowate powietrze. Niebo było prawie całkowicie przysłonięte chmurami, tylko gdzie nie gdzie można było zauważyć białe gwiazdy. Nie zapowiadało się na deszcz, jednak wolałabym się pośpieszyć z powrotem do domu.
    Chodniki były prawie opustoszałe. Jedyny dźwięk jaki mnie otaczał to stukot obcasów moich butów i mój urywany oddech. Włożyłam dłonie do kieszeni i mocno zacisnęłam wargi. Jeszcze tylko parę minut drogi.
    W pewnej chwili usłyszałam ciężkie kroki za sobą. Nie zwróciłam zbytnio na nie uwagi, dopóki nie zaczęły współgrać z rytmem moich. Spojrzałam na osobę obok mnie i automatycznie stanęłam.
- Harry? - wydusiłam zachrypłym głosem.
   Mężczyzna obrócił się w moją stronę i posłał mi zły wzrok.
- Co ty wyprawiasz? - zapytał.
   Nie był zbytnio zadowolony.
- Łowię rybki - mruknęłam.
   Chyba nie wyczuł mojego humoru, bo jego brwi prawie się spotkały.
- A czemu nie łowisz ich w kinie?
   A jednak podjął temat!
- Bo za piętnaście minut mam metro i jeśli nie zejdziesz mi z drogi, to się spóźnię - powiedziałam i chciałam go wyminąć, jednak szybko mi to uniemożliwił.
   Przez chwilę mierzyliśmy się w ciszy wzrokiem. Wpatrywałam się w jego zielone oczy, starając się nie pokazać żadnych emocji. Brunet kilka razy zamrugał, jakby wydarty z letargu.
- To przez ten telefon? - zapytał cicho.
   Kilka długich sekund zajęło mi zrozumienie o co mu chodzi. Gwałtownie pokiwałam głową, robiąc krok w tył.
- Nie - odrzekłam stanowczo.
   Tym razem nie powstrzymał mnie przed wyminięciem go, więc jak najszybciej skorzystałam z okazji i zostawiłam go w tyle. Z satysfakcją uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy zrealizowałam, że za mną nie idzie. Kiedy myślałam, że sobie odpuścił, usłyszałam jego głos.
- To dlaczego uciekasz?
   Zatrzymałam się w pół kroku i zachwiałam się na pięcie.
- Ja wcale nie uciekam - krzyknęłam z oburzeniem.
   Już po chwili znów stał koło mnie. Zdziwiłam się jak szybko pokonał dzielący nas dystans, który swoją drogą zdążył zrobić się dość duży.

Jak się ma metrowe nogi, to tak jest. 

- Uciekasz. Tylko nie wiem dlaczego. Przede mną?
   Kolejna dawka ciszy zagościła między nami. Chciałam warknąć, aby się zamknął i jest idiotą, ale w ostatnim momencie ugryzłam się w język.
- Po prostu nie chcę wam przeszkadzać. W moich planach mieścił się wieczór spędzony z Less, a gdzie jestem? Stoję na środku ulicy z... tobą! - nic nie mogłam poradzić na to, że zabrzmiało to jak obelga - A wiesz gdzie byłam? Pośrodku dwóch par, które doskonale bawiłyby się beze mnie. Czułam, że tam nie pasuję, że tylko przeszkadzam. I miałam dość taktu, aby w porę się wycofać i umilić wam tą i tak beznadziejną noc, więc po prostu mnie zostaw.
   Czułam się wyczerpana po mojej małej przemowie. Pomimo wszystko było mi odrobinę lepiej, kiedy wydusiłam wszystko z siebie. Zdaję sobie sprawę, że i tak za bardzo dramatyzuję to wszystko. Ale to nie moja wina. Okoliczności są ciężkie i zmuszają mnie do tego.
   Spojrzałam na jego twarz, z której nie potrafiłam odczytać żadnych emocji. Kiedy chciałam iść dalej, zatrzymał mnie jego głos.
- Odprowadzę Cię.
   Zerknęłam na niego zszokowana.
- Nie ma mowy - zaprotestowałam drżącym głosem. Jest na prawdę bardzo zimno.
- Albo mam lepszy pomysł. Chodź ze mną.
   Nie mogę uwierzyć, że totalnie zignorował moje słowa.
- Nie ma mowy!
   Nasze spojrzenia się spotkały i nagle nie byłam już taka pewna, czy chcę odmówić. W świetle ulicznych lamp jego oczy niesamowicie błyszczały szmaragdowym światłem. Poczułam miłe ciepło w podbrzuszu, które po chwili rozeszło się po całym moim ciele.
- Czemu nie? - podniósł jedną brew do góry.
   Przez chwilę zastanawiałam się nad odpowiedzią, która nie chciała przyjść. Nie mogłam się na niczym skupić, a w mojej głowie panowała pustka.
- Nie bój się, nic ci nie zrobię.
   Już chciałam powiedzieć, że wiem, jednak powstrzymałam się w ostatniej chwili. To zabrzmiałoby zbyt ckliwie.
   W końcu coś zaświtało w moim umyśle. Chyba zapomniał o najważniejszym.
- A twoja dziewczyna?
   Zmarszczył lekko nos, jakbym mówiła w innym języku, po czym w nagłym olśnieniu przewrócił oczami.
- Megan?
- Meggy - poprawiłam, powstrzymując chichot.
- Kto co woli - mruknął, na co przestałam się powstrzymywać i głośno się zaśmiałam.
- A wiesz chociaż jak ja mam na imię? - zapytałam, udając poważną, co wcale mi nie wychodziło, ponieważ wciąż chciało mi się śmiać.
   Zrobił zamyśloną minę, drapiąc się brodzie palcem wskazującym. Ponownie zaczęłam się śmiać, a po sekundzie i on do mnie dołączył.
    Nagle znów stał się poważny.
- Księżniczka - powiedział.
    Po raz pierwszy spodobał mi się fakt, że mnie tak nazwał, co mnie przeraziło, jeśli mam być szczera. To stało się już takie znajome i kojarzyło mi się tylko z nim, ponieważ tylko on był takim idiotą, aby wymyślić to głupie przezwisko.
- Po za tym i tak jej nie lubiłem - dodał, odnosząc się do Megan/Meggy.
   Przestąpiłam z nogi na nogę, spuszczając głowę, po czym zapytałam:
- A mnie lubisz?
   Nie odpowiedział, przez co pożałowałam swoich słów. Co to w ogóle za pytanie? Jasne, że mnie nie lubi. W końcu jestem tą dziewczyną, którą nie ma zamiaru znać do końca życia, tylko chcę jak najszybciej zerwać kontakt. Sam tak powiedział. Samo nasze spotkanie musiało być dla niego ogromnym nieszczęściem. Byłam przecież tylko księżniczkowatą gówniarą. Idiotka.
- A ciebie lubię - powiedział.
    Sparaliżowały mnie jego słowa. Podniosłam głowę i z szeroko otwartymi oczami wpatrywałam się w niego.

Co?

- To jak? Idziesz ze mną? - zapytał z uśmiechem na moją reakcję.
   Językiem zwilżyłam dolną wargę, jeszcze raz analizując wszystko w głowie. Na metro tak czy inaczej nie zdążę, a do kina nie mam zamiaru wracać. Po za tym, Harry wydaję się w dobrym humorze. I oczywiście byłam cholernie ciekawa, gdzie chcę mnie zabrać.
- Tak. Chętnie z tobą pójdę.



~*~
Jezu, tak cholernie mi przykro, że aż tak długo musieliście czekać na ten głupi rozdział omg! Cóż, przynajmniej mogę was zapewnić, że następny będzie szybciej! ... Czy tylko ja się śmieję? Tak, pewnie tak...
Muszę wrócić do formy bo to beznadzieja, I hate it!
I ważna rzecz!
Jeśli dalej chcesz być infromowany o nowych rozdziałach na Twitterze, zostaw swój username w zakładce Informowani! Robię nową listę! 
Nie wiem, ilu jeszcze czytelników chcę wrócić do tego bloga, więc wiecie :)

I oczywiście liczę na komentarze, to motywuje! ♥
See ya soon! x

czwartek, 10 kwietnia 2014

Nominacje

Postanowiłam odpowiedzieć na wszelkie nominacje, za które bardzo serdecznie dziękuje wszystkim! Myślę, że ten czas jest odpowiedni, zanim znów zacznę dodawać rozdziały ( rozdział się piszę, omg ♥ ).
I zanim zacznę - OMG WY TU CIĄGLE JESTEŚCIE! I THINK I'M GONNA CRY! KOCHAM WAS WSZYSTKICH TAK  BARDZO MOCNO OMG!



1. Jak masz na imię, ile masz lat?
- Mam na imię Andżelika i mam 15 lat.

2. Twój ulubieniec?
- Z One Direction? Harry :)

3. Od kiedy jesteś Directioner?
- Omg już ponad 2 lata... jak szybko minęło! :')

4. Twoje motto życiowe?
- "Be Fearless"

5. Kim chciałabyś zostać w przyszłości?
- To chyba najtrudniejsze pytanie jakie ktokolwiek mógł mi zadać. Serio. Wiem tylko, że wiążę moją przyszłość z językiem angielskim :)

6. Twoje hobby?
- Słuchanie muzyki i czytanie książek.

7. Dlaczego jesteś Directioner?
- Emm... ja wychodzę z wniosku, że tego się nie wybiera, po prostu poczułam to... i... cóż :)

8. Ulubiona piosenka?
- All too Well - Taylor Swift

9. Inny wykonawca / wykonawcy, których lubisz?
- Jestem Swiftie! Bardzo lubię również 5SOS i Selene Gomez! Oczywiście jest ich więcej :)

10. Którą z dziewczyn chłopaków lubisz najbardziej?
- Eleanor.

11. Co byś mogła powiedzieć o sobie, tak w skrócie?
- Omg! Pewnie to, że nadużywam "omg" *dziwne mrugnięcie*. Mam dziwne poczucie humoru i jestem bardzo wredną osobą. Oraz jestem beznadziejną romantyczką...

12. Twój numer buta?
- ... 40 ...

13. Ulubiony sport?
- Piłka ręczna i siatkówka :)

14. Ulubiony film?
- Tytanic oraz 3 metry nad niebem (oba są cudowne, nie mogę wybrać jednego).

15. Facebook czy Twitter?
- Twitter!

16. Psy czy koty?
- I ♥ Cats!

17. Rozmowa przez telefon czy twarzą w twarz?
- Twarzą w twarz.

18. Farbowałaś włosy?
- Never in your wildest dreams!

19. Zrobiłaś kiedyś coś głupiego? Wystarczy TAK lub NIE.
- Tak.

20. Ostatnia rzecz jaką kupiłaś?
- Emm... jedzenie... nie, nic.

21. Ulubiony kwiatek?
- Róża.

22. Jak chciałabyś mieć na imię?
- DAAAJAAANAAAA! Nie no, lubię swoje imię.

23. "Masz władzę nad światem przez 2 godziny (co za dużo, to nie zdrowo). Co robisz?"
- Sprowadzam 1D i Taylor do swojego domu, w między czasie wzbogacam się o parę milionów. To chyba byłoby dobre...

24. Ulubione opowiadanie?
- Dark!

25. Co lubisz robić w wolnym czasie?
- Nudzenie się jest ok.

26. Polski czy matma?
- Nic, ale jak coś to matma.

27. Jesteś bardziej kreatywna w dzień, czy w nocy?
- W nocy.

28. Gdzie chciałabyś pojechać?
- Wielka Brytania i USA :)

29. Masz rodzeństwo?
- Nie.

30. Ulubione zwierzę?
- Koty!

31. Jakie scenki najbardziej lubisz opisywać?
- Trudno powiedzieć. Sceny romantyczne, tak sądzę.

32. Co skłoniło cię do napisania bloga?
- Wyobraźnia, która wprost kazała mi pisać!

33. Ile już piszesz?
- Omg... z półtorej roku?

34. Dlaczego akurat ten główny bohater?
- Co do Harry'ego, to sprawa jest dość prosta. Alison (Candice, która niedługo zmieni się w Amandę) po prostu idealnie pasowała do mojej wizji :)

35. Ile zamierzasz napisać rozdziałów?
- Nie mam zielonego pojęcia.

36. Masz też inne blogi?
- Nope

37. Ile masz wzrostu?
- 164 cm :)

38. Będziesz pisać też inne opowiadania? Jeśli tak, to jakie?
- Czas pokażę. W planach mam kontynuację 'Runaway' więc...

39. Co wolisz: czytać książki czy pisać opowiadania?
- Wolę czytać, choć piszę #logic

40. Ulubiona książka?
- "Wybrani"

41. Kto jest dla ciebie wzorem do naśladowania?
- Taylor Swift.

42. Jakie posiadasz zdolności?
- Zdenerwowanie najlepszej przyjaciółki w 5 sekund się liczy?

43. Jaki jest twój ulubiony kolor?
- Czerwony :)

44. Czy planujesz przyszłość związaną z pisaniem?
- Nie, raczej nie.

45. Co najbardziej motywuję cię do pisania?
- WY :')

46. Jaki jest twój ulubiony przedmiot w szkole?
-  Historia.

47. Kiedy masz urodziny?
- 14 czerwca.

48. Twoja ulubiona piosenka 1D?
- What makes you beautiful, to pierwsza jaką usłyszałam :)

49. Ile czasu spędzasz przed komputerem?
- Dużo!

50. Jak długo masz bloga?
- Od listopada, jeśli dobrze pamiętam...

51. Najczęściej czytane książki?
- Paranomal romance.

52. Twój ulubiony napój?
- Sok pomarańczowy.

53. Jakiego masz zwierzaka, jeśli w ogóle masz?
- Mam psa i 3 koty :)

54. Twoje marzenie, jedno największe?
- To zbyt typowe aby napisać...

55. Co robisz, kiedy nie mam natchnienia?
- Nie piszę, ze mną się nie da na siłę.

56. Uważasz się za osobę optymistycznie nastawioną do życia?
- Tak :)

57. Jak wyobrażasz siebie za 20 lat?
- Wciskającą swojemu dziecku piosenki swoich idoli hahaha!

58. Jaki był twój najdziwniejszy sen?
- Ktoś na mnie polował, moja polonistka była super agentem chroniącym mnie a mój kot był szpiegiem... nigdy więcej!

59. Ulubione danie?
- Frytki!


Zrobiłam to w troszkę nietypowy sposób, ponieważ wiele pytań się powtarzało. Nie nominuje jeszcze żadnych blogów, ponieważ pierwsze muszę zacząć ponownie czytać jakieś fanfiction, a wtedy zrobię edit :)

P. S - Rozdział will be soon!